Wiosenny rajd szkolny czyli… zima w maju!
20 maja 2019
W poniedziałek 13 maja kilkunastoosobowa grupa uczniów klasy ósmej, wzmocniona jednym siódmoklasistą udała się na „Wiosenny rajd szkolny”. Mimo iż dni poprzedzające wyjazd należały do bardzo ciepłych i słonecznych w nocy z niedzieli na poniedziałek nad Małopolskę nadeszło załamanie pogody. Temperatura spadła o kilkanaście stopni a niebo zasnute było ciemnymi, niskimi chmurami. Mimo to szkolni amatorzy górskich wędrówek stawili się na dworcu PKP w komplecie. Z powodu remontu linii kolejowej pociąg dojeżdżał jedynie do Stróż. Dalszą drogę do Piwnicznej odbyliśmy autobusem czyli tzw. komunikacją zastępczą. Od momentu przesiadki naszej podróży towarzyszył padający deszcz. W związku z tym, po dotarciu na rynek w Piwnicznej zmieniliśmy nieco nasze turystyczne plany. Zamiast od razu wyruszyć na szlak, postanowiliśmy podjechać busem do Kosarzysk i stamtąd dotrzeć do „Bacówki na Obidzy”. Dzięki temu trasa uległa znacznemu skróceniu. Kiedy wysiedliśmy na końcowym przystanku w Kosarzyskach okazało się, że tutaj deszcz nie padał wcale. Pełni optymizmu w niespełna godzinę doszliśmy do bacówki. Po zakwaterowaniu w pokojach i pozostawieniu bagaży, udaliśmy się na górską wycieczkę. Jej długość uzależniliśmy od pogody. A ta była wyjątkowo sprzyjająca. W związku z tym udało nam się najpierw wspiąć na szczyt zwany Wielkim Rogaczem a następnie zdobyć Radziejową – najwyższą górę w Beskidzie Sądeckim. Wracając mogliśmy zobaczyć nawet fragmenty Tatr. Co prawda ich szczyty były w chmurach ale stoki były dobrze widoczne. Deszcz zaczął padać dopiero wtedy, kiedy z powrotem zameldowaliśmy się w bacówce. Wieczór wypełniły nam rozmowy, czytanie książek oraz gry planszowe.
Wtorek powitał nas dziwną ciszą i „jasnością”. Czyżby pogoda się poprawiła? Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Kiedy zerknęliśmy przez okno zobaczyliśmy, że wszystko wokół pokrywa kilkucentymetrowa warstwa świeżego śniegu. W dodatku śnieg padał nadal. W tej nieco zimowej (za oknem) scenerii zjedliśmy śniadanie. Po godzinie śnieg przestał padać i wyruszyliśmy na wycieczkę. Naszym celem stała się Przełęcz Rozdziela, która stanowi granicę między Beskidem Sądeckim a Pieninami. Dodatkowo niebieski szlak, którym wędrowaliśmy prowadzi cały czas wzdłuż granicy ze Słowacją. W ten sposób (nie łamiąc przepisów) kilka razy znaleźliśmy się na terytorium naszych południowych sąsiadów. Trzeba przyznać, że wędrówka pokrytymi śniegiem polanami i ścieżkami, wśród drzew z białymi czapami pozostanie długo w naszej pamięci. Śnieg w maju? To nie zdarza się przecież zbyt często. Po powrocie do bacówki wysuszyliśmy lekko przemoczone buty i skarpetki. Obiadokolacja smakowała nam wyjątkowo.
W środowy ranek po śniegu nie pozostało już zbyt wiele śladów. Za to pojawiła się delikatna mżawka. Zamiast wędrować górskim szlakiem do Piwnicznej, zdecydowaliśmy, że zejdziemy do Kosarzysk a stamtąd busem dojedziemy na stację PKP w Piwnicznej. Plan został zrealizowany z chirurgiczną precyzją i wczesnym popołudniem dotarliśmy do Tarnowa. A pogoda? Nie poprawiła się i w ciągu następnych dni. Mało tego, nad południową Polskę nadciągnęły kolejne chmury przynosząc obfite opady i lokalne podtopienia. To pewnie znak zmieniającego się klimatu. Ale to temat na inną opowieść.
Wtorek powitał nas dziwną ciszą i „jasnością”. Czyżby pogoda się poprawiła? Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Kiedy zerknęliśmy przez okno zobaczyliśmy, że wszystko wokół pokrywa kilkucentymetrowa warstwa świeżego śniegu. W dodatku śnieg padał nadal. W tej nieco zimowej (za oknem) scenerii zjedliśmy śniadanie. Po godzinie śnieg przestał padać i wyruszyliśmy na wycieczkę. Naszym celem stała się Przełęcz Rozdziela, która stanowi granicę między Beskidem Sądeckim a Pieninami. Dodatkowo niebieski szlak, którym wędrowaliśmy prowadzi cały czas wzdłuż granicy ze Słowacją. W ten sposób (nie łamiąc przepisów) kilka razy znaleźliśmy się na terytorium naszych południowych sąsiadów. Trzeba przyznać, że wędrówka pokrytymi śniegiem polanami i ścieżkami, wśród drzew z białymi czapami pozostanie długo w naszej pamięci. Śnieg w maju? To nie zdarza się przecież zbyt często. Po powrocie do bacówki wysuszyliśmy lekko przemoczone buty i skarpetki. Obiadokolacja smakowała nam wyjątkowo.
W środowy ranek po śniegu nie pozostało już zbyt wiele śladów. Za to pojawiła się delikatna mżawka. Zamiast wędrować górskim szlakiem do Piwnicznej, zdecydowaliśmy, że zejdziemy do Kosarzysk a stamtąd busem dojedziemy na stację PKP w Piwnicznej. Plan został zrealizowany z chirurgiczną precyzją i wczesnym popołudniem dotarliśmy do Tarnowa. A pogoda? Nie poprawiła się i w ciągu następnych dni. Mało tego, nad południową Polskę nadciągnęły kolejne chmury przynosząc obfite opady i lokalne podtopienia. To pewnie znak zmieniającego się klimatu. Ale to temat na inną opowieść.
Autor:
sekretariat
sekretariat