Wycieczka do Malborka, Trójmiasta i Torunia
08 maja 2017W czasie szkolnych wycieczek i wyjazdów uczniowie naszej szkoły najczęściej podróżują (z wiadomych względów) po południowej części naszego kraju. Zdarza się oczywiście co parę lat kilkudniowy wyjazd do Warszawy, czy na Pomorze, ale są to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Trudno się zatem dziwić, że zaplanowana jeszcze we wrześniu wycieczka znalazła wielu chętnych. Planując wyjazd z tak dużym wyprzedzeniem (jest to konieczne), trzeba pamiętać o jednym - nie można przewidzieć pogody. Założyliśmy jednak, że początek maja powinien sprzyjać tego typu wyjazdowi. Liczyliśmy na ciepłą, słoneczną pogodę. Niestety , kiedy w pierwszy czwartek maja, tuż przed trzecią rano wsiadaliśmy do autokaru, z nieba lały się strumienie wody. Podobnie było przez następne godziny. Minęliśmy Busko Zdrój i Kielce. Kiedy dojeżdżaliśmy do Piotrkowa Trybunalskiego nastał dzień, chociaż wschodu słońca nie dało się zauważyć. Niebo pokrywała gruba warstwa ciemnych chmur, i nie było żadnych szans na poprawę. W okolicach Łodzi wjechaliśmy na autostradę A1 prowadzącą do samego Gdańska. Łudziliśmy się jeszcze, że kilkaset kilometrów dalej, sytuacja pogodowa może być inna. Z upływającym czasem nasza nadzieja na poprawę nikła coraz bardziej. Jednego byliśmy jednak pewni, deszcz i chłód nie pokrzyżuje naszych planów. A właśnie czekał nas pierwszy punkt wycieczkowego programu – Pelplin. Miejscowość ta, do tej pory była dla nas zupełnie nieznana, jak pewnie dla większości Polaków mieszkających na południu. Tymczasem, warto zboczyć kilka kilometrów z autostrady, by zobaczyć pocysterski zespół klasztorny, którego największą ozdobą jest ogromna ceglana gotycka katedra (drugi pod względem wielkości gotycki kościół w Polsce). Razem z miejscową przewodniczką znaleźliśmy się pelplińskiej bazylice. Jej ogrom i wyposażenie robi wielkie wrażenie. Tym bardziej, że katedra w ciągu historii uniknęła zniszczeń. W katedrze znajduje się ponad dwadzieścia ołtarzy. Barokowy ołtarz główny ma 25 metrów wysokości i jest drugim pod względem wielkości barokowym ołtarzem w Europie. Niesamowite wrażenie robią też stalle, ambona, czy gotycki prospekt organowy, uważany przez znawców za jeden z dziesięciu najpiękniejszych tego typu prospektów na świecie. W pelplińskim Muzeum Diecezjalnym znajduje się jeszcze jedna perełka – jedyna w Polsce oryginalna Biblia Gutenberga. Na całym świecie jest ich niewiele ponad czterdzieści. Niestety ze zwiedzenia muzeum musieliśmy zrezygnować, ponieważ na umówiona godzinę musieliśmy się stawić w Malborku.
Największej atrakcji Malborka nikomu nie trzeba przedstawiać. Jest przecież od dwudziestu lat wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Podzieleni na dwie grupy, z dwoma przewodnikami poznawaliśmy historię Zakonu Krzyżackiego, życie codzienne rycerzy-zakonników, funkcjonowanie ich państwa. Wszystko to w czasie zwiedzania największego ceglanego zamku w Europie. Zamku, który przez prawie 150 lat był siedzibą Wielkich Mistrzów zakonu i nigdy w swojej historii nie został zdobyty zbrojnie. Nie sposób w kilku zdaniach opisać ponad czterogodzinną praktyczną lekcję historii. Lekko zakłócał ją tylko (zwłaszcza w miejscach niezadaszonych) padający, a czasem lejący deszcz. Towarzyszył nam on też w drodze powrotnej do autokaru. Pomimo tego panorama zamku z kładki nad Nogatem urzekła wszystkich. Nie zważając na spadające krople odwracaliśmy swoje głowy w stronę gotyckiej budowli, chcąc utrwalić ją w swojej pamięci. Wieczorem dotarliśmy do Ośrodka Bursztyn położonego w gdańskiej dzielnicy Sobieszewo. Do bardzo ciekawe miejsce. Dzielnicą Gdańska zostało dopiero w 1973 roku, a leży na wyspie zwanej Wyspą Sobieszewską. Od lądu oddziela wyspę Martwa Wisła, jedyne połączenie (poza wodnym) możliwe jest poprzez pontonowy most. Po zakwaterowaniu się w ośrodku i zjedzeniu obiadokolacji udaliśmy się do swoich pokojów na zasłużony odpoczynek. Tym bardziej, że pogoda w dalszym ciągu pozostawiała wiele do życzenia.
Zachmurzone niebo powitało nas w piątkowy poranek. Na szczęście deszcz już nie padał. Spokojna noc pozwoliła zregenerować siły. Było to konieczne, gdyż czekał nas kolejny, pełen atrakcji dzień. Niezwłocznie po śniadaniu wróciliśmy autokarem na stały ląd i skierowaliśmy się w stronę centrum Gdańska. Po dotarciu na miejsce wysiedliśmy w pobliżu nowo otwartego Muzeum II Wojny Światowej. Tam znowu podzieliliśmy się na grupy i ze swoimi przewodnikami rozpoczęliśmy zwiedzanie. Zanim jednak weszliśmy do muzeum, poszliśmy pod budynek Poczty Polskiej w Gdańsku, gdzie mogliśmy wysłuchać opowieści o jej obrońcach we wrześniu 1939 roku oraz sytuacji jaka panowała w Wolnym Mieście w okresie międzywojennym. Następnie na ponad pięć godzin „zniknęliśmy” w muzeum. Setki eksponatów, plansz, map, tablic, nagrań filmowych połączonych z opowiadaniem przewodnika przeniosły nas w jeden z najtragiczniejszych okresów w historii ludzkości. Ekspozycje muzealne wywarły na wszystkich duże wrażenie. Powrót do „współczesności” nie był łatwy. Zanim dotarliśmy do autokaru odbyliśmy spacer wzdłuż Motławy. Oglądając znane z przewodników i podręczników symbole Gdańska wyciszyliśmy nieco emocje. Po powrocie do ośrodka i obiadokolacji poszliśmy nad morze. Pod wieczór pogoda się poprawiła i obejrzeliśmy nawet zachód słońca.
Na sobotnim niebie dominował kolor błękitny. Nadmorski , sosnowy las, w którym położony był nasz ośrodek, tonął w promieniach słońca. Powietrze było jednak rześkie, a może nawet chłodne. To była wina wiejącego z północy zimnego wiatru. Pierwszą część dnia spędziliśmy, zwiedzając (znowu w dwóch grupach) Europejskie Centrum Solidarności. Położone jest ono na terenie Stoczni Gdańskiej, znanej chyba każdemu Polakowi a może nawet i większości Europejczyków. Zwiedzanie rozpoczęliśmy pod pomnikiem Poległych Stoczniowców. Potem przez trzy godziny poznawaliśmy najnowszą historię Polski. Historię mocno pogmatwaną, trudną i bolesną. Zwiedzanie ECS było kontynuacją „lekcji” rozpoczętej w Muzeum II Wojny Światowej. Czasy o których mówił nam przewodnik, mimo iż tak nieodległe są dla nas całkowitą historią. To okres, w którym żyli nasi dziadkowie i nasi rodzice i większość naszych nauczycieli. Wiele faktów znaliśmy właśnie z rodzinnych opowiadań. Patrząc na życie ówczesnych Polaków cieszyliśmy się, że żyjemy już w całkiem innych czasach. Po opuszczeniu ECS pojechaliśmy do Jelitkowa. To wypoczynkowa dzielnica Gdańska położona nad Bałtykiem. Szybko dotarliśmy na plażę i idąc wzdłuż morza, ruszyliśmy do Sopotu. Po godzinie dotarliśmy do sopockiego molo. Będąc w takim miejscu, nie mogliśmy sobie odmówić spaceru w głąb Zatoki Gdańskiej. Sopockie molo ma prawie pół kilometra długości i przez cały rok jest tłumnie odwiedzane przez przebywających w Trójmieście turystów. Oczywiście najwięcej jest ich w okresie wakacji. Podobnie jest na tzw. Monciaku, czyli najbardziej znanej sopockiej ulicy. To takie sopockie Krupówki. Nawet w majową sobotę trudno tu o samotność. Kilkaset metrów dalej Sopot jest całkowicie odmienny. Stare, piękne domy, pamiętające zapewne jeszcze XIX wiek, ulice wzdłuż których rosną szpalery drzew, cisza i spokój. Idealne miejsce na wypoczynek. Szkoda tylko, że nie jest cieplej. W związku z tym decydujemy, że do Jelitkowa nie wrócimy plażą. Pojedziemy autokarem prosto do Sobieszewa, a wieczorem znowu pójdziemy nad Bałtyk. Plan udało się zrealizować w stu procentach.
Błękit, który rozpościerał się nad naszymi głowami w sobotę zniknął bezpowrotnie. Na niebie znowu dużo ciemnych chmur. Wieje mocny wiatr. Pogoda chyba chce nam osłodzić moment pożegnania z Gdańskiem. Zanim on jednak nastąpi, znów jesteśmy na Starym Mieście. Ostatnie godziny pobytu w Gdańsku poświęcimy bowiem na zwiedzenie najstarszej i najbardziej zabytkowej części miasta, w który spędziliśmy poprzednie dni. Najpierw trafiamy do Bazyliki Mariackiej – największego ceglanego kościoła w Europie. Przypomina się nam wizyta w Pelplinie. Gdańska bazylika jest również kościołem gotyckim. Jego wielkość dobrze świadczy o tym, że Gdańsk był kiedyś najbogatszym miastem Rzeczpospolitej i jednym z najbogatszych w Europie. Mimo dużych zniszczeń wojennych
i bezpowrotnej utraty części wyposażenia, świątynia zachwyca. Gotyckie rzeźby, malowidła, ołtarze, epitafia, zegar astronomiczny. Trudno wymienić wszystkie zabytki znajdujące się we wnętrzu bazyliki. Ze względu na pogodę rezygnujemy z wejścia na wieżę. W zamian oglądamy kolejne gdańskie kościoły, ratusze (Gdańsk ma ich trzy), Dwór Artusa i Fontannę Neptuna, Zieloną Bramę, Bramę Wyżynną, Arsenał i piękne kamieniczki, Teatr Szekspirowski, dworzec kolejowy i kilkanaście innych obiektów. Poznajemy też osoby związane z historią Gdańska. Są wśród nich m.in.: fizyk Daniel Gabriel Fahrenheit, astronom Jan Heweliusz, filozof Artur Schopenhauer, dyplomata Jan Dantyszek, pisarz Ginter Grass. Gdy kończymy ostatni spacer po Gdańsku zaczyna padać deszcz. Wsiadamy do autokaru i jedziemy do Torunia. Deszcz towarzyszy nam prawie przez całą drogę. Na szczęście ustaje, gdy wjeżdżamy do miasta znanego z produkcji pierników. Wysiadamy z autokaru i z bagażami idziemy w stronę Starego Miasta. Tam będziemy zakwaterowani w dwóch hostelach, umieszczonych w starych, zabytkowych toruńskich kamienicach. Tym razem podział jest prosty: w jednym zamieszkają dziewczyny, w drugim chłopcy.
Po zakwaterowaniu i krótkim odpoczynku ruszamy zwiedzać Toruń. Początki miasta związane są z Zakonem Krzyżackim. Prawa miejskie nadał Toruniowi w XIII wieku mistrz krzyżacki. Dzięki doskonałemu położeniu miasto świetnie się rozwijało i szybko stało dużym ośrodkiem handlowym. Dwukrotnie w XV wieku w Toruniu podpisywano pokój między Zakonem a Polską. Po drugim z nich, Toruń stał się miastem polskim. Kilka lat po tym wydarzeniu urodził się najbardziej znany torunianin wszech czasów – astronom Mikołaj Kopernik. Dziś jego imię nosi Fabryka Cukiernicza zajmująca się produkcją pierników. Toruń jest związany z piernikami już od średniowiecza. W całej Europie pierniki wypiekane były wtedy jedynie tutaj i w niemieckiej Norymberdze. Spacerując po mieście oglądamy wszystkie najważniejsze toruńskie zabytki. Spaceru nie ułatwia deszcz, który od czasu do czasu spada na nasze głowy. Po trzech godzinach wszyscy odczuwają głód. Kolację spożywamy w pierogarni „Stary Toruń”. Puste talerze dobitnie świadczą o naszym głodzie ale również o kunszcie miejscowych kucharzy. Ostatnim akcentem niedzieli jest wieczorna msza święta w kościele akademickim.
W poniedziałek sytuacja pogodowa nie ulega zmianie. Krótki spacer po toruńskiej Starówce zostaje zwieńczony zakupami pierników i innych lokalnych pamiątek. W deszczu wsiadamy do autokaru. Rezygnujemy z postoju w Ciechocinku i kierujemy się w stronę Tarnowa. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w Piotrkowie Trybunalskim i w Kielcach. Wczesnym wieczorem przyjeżdżamy do Tarnowa. Pomimo kłopotów związanych z pogodą, wycieczka była bardzo atrakcyjna i udana. W naszych głowach zostanie sporo wiadomości i niejeden obraz z tych pięciu majowych dni 2017 roku.
Autor:
sekretariat
sekretariat