Społeczna Szkoła Podstawowa nr 2

Zielona szkoła 2017 – Stronie Śląskie

09 czerwca 2017


Tegoroczna zielona szkoła odbyła się w okolicach Stronia Śląskiego. To rzadko odwiedzany przez mieszkańców Małopolski,  uroczy zakątek naszego kraju. Zaliczany jest do Sudetów Wschodnich i leży tuż przy granicy z Republiką Czeską. Właściwie wokół otaczają go góry. Ponieważ Tarnów dzieli od Stronia ponad 300 km, zaplanowaliśmy, że w czasie podróży do miejsca zakwaterowania, zatrzymamy się w Opolu, gdzie zwiedzimy Skansen Wsi Opolskiej. Niestety opóźnienie wyjazdu (spowodowane kłopotami z autokarem) a także późniejsze korki na autostradzie A4, spowodowały, że nasz plan legł w gruzach. Dopiero późnym popołudniem dotarliśmy do ośrodka „Górski Poranek” w Stroniu Śląskim. Jak się potem miało okazać były to „złe miłego początki”. Po zakwaterowaniu w ośrodku i zjedzeniu kolacji, wyruszyliśmy na długi spacer. Dzięki niemu mogliśmy poznać Stronie Śląskie. To niewielka miejscowość położona nad Białą Lądecką, na styku Gór Bialskich, Gór Złotych i Masywu Śnieżnika.
W lipcu 1997 roku, nawiedziła ją, podobnie jak inne miejscowości Ziemi Kłodzkiej wielka powódź. Po 20 latach nie ma już widocznych śladów powodzi. Obok naszego ośrodka utworzono jednak „suchy zbiornik retencyjny”, który ma chronić teren Stronia przed przyszłymi kataklizmami powodziowymi.

Wtorkowy poranek powitał nas mocno zachmurzonym niebem. Ponieważ jednak prognozy pogody przewidywały taką sytuację, porzuciliśmy pomysł całodniowej wycieczki górskiej i wybraliśmy się do największego miasta tamtejszych okolic czyli Kłodzka. W czasie jazdy chmury zaczęły się przerzedzać, ukazując błękitne niebo. Zwiedzanie Kłodzka rozpoczęliśmy od Twierdzy Kłodzkiej -  najbardziej znanego obiektu, górującego nad miastem. Twierdza powstała w połowie XVIII wieku a jej twórcami byli Prusacy. W ówczesnych czasach był to jeden z największych tego typu obiektów. Twierdza jest doskonale zachowana, ponieważ nigdy nie była zdobyta i szczęśliwie uniknęła zniszczeń w czasie XX-wiecznych wojen. Do zwiedzania udostępniony jest niewielka część twierdzy. Ciekawym miejscem jest  bez wątpienia wystawa, pokazująca życie codzienne XVIII wiecznej załogi. Po opuszczeniu kłodzkiej warowni przyszedł czas na zwiedzanie miasta. U stóp twierdzy czekała już na naszą grupę przewodniczka. Razem ruszyliśmy na spacer po mieście. Kłodzko położone jest nad Nysą Kłodzką i kilkoma jej dopływami. W średniowieczu należało na przemian do Polski i Czech. Od XII wieku znalazło się w rękach czeskich. Rozwijało się znakomicie, gdyż leżało na jednym z głównych europejskich szlaków handlowych. Od 1740 roku miasto weszło w skład Królestwa Prus. W granicach Polski znalazło się z powrotem po zakończeniu II wojny światowej. W czasie katastrofalnej powodzi z 1997 roku wody Nysy Kłodzkiej zalały niżej położone dzielnice miasta i zdewastowały wiele budynków.  W niektórych miejscach woda sięgała czterech metrów. Podczas wycieczki obejrzeliśmy Stare Miasto. Kilkadziesiąt minut zwiedzaliśmy kościół pw. Wniebowzięcia NMP – jeden z najcenniejszych zabytków sakralnych Śląska. W kościele franciszkanów zobaczyliśmy na jednej ze ścian linie, które znaczyły poziom wody podczas kolejnych wielkich powodzi, od początku XVIII wieku. Najwyżej narysowana była ta, która dotyczyła powodzi sprzed dwudziestu lat. Na uroczym placyku położonym nad rzeczką o nazwie Młynówka, zorganizowaliśmy przerwę śniadaniową. W jej trakcie nad Kłodzkiem zaczęły gromadzić się granatowe chmury. Nie tracąc czasu udaliśmy się w stronę autokaru. Burza „złapała” nas w czasie jazdy do Bystrzycy Kłodzkiej. Na szczęście skończyła się dość szybko, co umożliwiło nam zwiedzenie kolejnego miasta. Bystrzyca również leży nad Nysą Kłodzką. Ponadto na jej obszarze do Nysy wpada jeden z jej dopływów czyli Bystrzyca. Od wieków Bystrzyca rywalizowała z Kłodzkiem. Podobnie do większego sąsiada leżała na szlaku handlowym. Miała liczne cechy rzemieślnicze, dwa rynki (drugi mniejszy zwany był Bydlęcym), była dobrze ufortyfikowana.
W XIX wieku powstało tu kilka zakładów produkujących zapałki, co spowodowało, że Bystrzyca była jednym z największych producentów tej branży w Europie. Po godzinnym zwiedzaniu Bystrzycy, późnym popołudniem  wróciliśmy do Stronia. W samą porę, aby schronić się przed kolejną burzą. Po niej mogliśmy się przekonać jak szybko potok płynący obok ośrodka zwiększył swój poziom. We wtorkowy wieczór deszcz padał jeszcze kilka razy, co skutecznie uniemożliwiło nam spacer.

W środę na niebie królowało już słońce. Po śniadaniu pojechaliśmy więc do Międzygórza. To popularna osada letniskowa, położona na zachodnich zboczach Śnieżnika, w dolinie Wilczki. Jako pierwsi (w XVI w.) zaczęli się tutaj osiedlać drwale i hutnicy. Na zalesionych stokach pozyskiwano drewno, z ziemi wydobywano rudę żelaza. Od XIX wieku zaczęła się tu rozwijać turystyka. Dużą atrakcją był Wodospad Wilczki – jeden z najwyższych w całych Sudetach. Turystów i pielgrzymów przyciągało też sanktuarium na Iglicznej. W Międzygórzu można było również wynająć przewodnika na Śnieżnik – największą górę w tym regionie. Podobnie, jak dziewiętnastowieczni turyści, swój pobyt w Międzygórzu rozpoczęliśmy od oglądnięcia Wodospadu Wilczki. Niestety, nie mogliśmy go zobaczyć w całej okazałości, ponieważ główna trasa dojściowa jest zamknięta z powodu remontu. Zostanie otwarta dopiero w lipcu. Z tarasu, który jest dostępny obecnie, widać tylko niewielki fragment wodospadu. Następnie powędrowaliśmy na Igliczną. Tym samym wreszcie mogliśmy poczuć smak górskiej wędrówki. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do Ogrodu Bajek. To jedna
z atrakcji turystycznych w tym rejonie. Został założony po zakończeniu I wojny światowej. Jego twórca, pracownik leśny Izydor Kriesten, przez dwadzieścia pięć lat tworzył i ustawiał przy swoim domu bajkowe stwory z drewna, szyszek, kory i korzeni. Ogród kilka razy ulegał dewastacji, ale odtwarzany istnieje do dziś. Wizyta w Ogrodzie Bajek była bardzo dobrą formą odpoczynku. Po nabraniu sił ruszyliśmy na Igliczną. Największą atrakcją tej góry jest zbudowany w połowie XVIII wieku kościół pw. Matki Bożej Śnieżnej. Znajduje się w nim mała, słynąca łaskami figurka Matki Bożej. Od lat do kościoła na Iglicznej przybywają rzesze pielgrzymów. Niedaleko kościoła leży schronisko górskie. Część uczestników postanowiła odpocząć  w nim, po trudach wędrówki. Reszta grupy postanowiła zdobyć leżący trochę wyżej wierzchołek  Iglicznej.  Prowadzi na niego, założona w 1821 r. Droga Krzyżowa. Niestety szczyt porośnięty jest  lasem, więc nie można liczyć na rozległe widoki. Warto jednak było wejść na Igliczną. Do Międzygórza postanowiliśmy zejść szlakiem zielonym aby zobaczyć kolejną z atrakcji tego rejonu. Jest nią sporych rozmiarów zapora, zbudowana na początku XX wieku w dolinie Wilczki. Zapora ma prawie 30 metrów wysokości i ponad 100 metrów długości. Przejście po jej koronie (tamtędy biegnie szlak) pozostawia niezapomniane wrażenia. Górska wycieczka dobiegła końca, ale nie była to ostatnia atrakcja tego dnia.

Po kolacji pojechaliśmy do Kletna, gdzie mieliśmy zaplanowane wieczorne zwiedzanie nieczynnej już kopalni uranu. Okolice Kletna mają bardzo bogate tradycje górnicze. Od średniowiecza wydobywano tutaj: rudę żelaza, srebro, fluoryt, marmur. Po zakończeniu II wojny światowej rozpoczęto eksploatację złóż rud uranu. Surowiec wywożono w całości do Związku Radzieckiego, gdzie był wykorzystywany do budowy bomby atomowej. W tych czasach kopalnia i tereny wokół niej były dokładnie strzeżone przez żołnierzy radzieckich. Rudę uranu wydobywali głównie więźniowie polityczni i żołnierze służby zasadniczej. Kopalnia uranu działała do 1953 roku. Kilka lat temu postanowiono udostępnić fragment kopalni turystom. Zwiedzanie jest całkowicie bezpieczne, jednak dla ochrony głów, całą trasę należy przebyć w kasku ochronnym. Nasza grupa została podzielona na dwie części. Każda z przewodnikiem udała się w głąb kopalni. W czasie ponad godzinnego zwiedzania mogliśmy zobaczyć interesujące minerały w tzw. naturalnym środowisku. Poznaliśmy również skrajnie ciężkie warunki pracy powojennych górników wydobywających rudę uranu. Większość z nich pracę przypłaciła życiem. Do ośrodka wróciliśmy tuż przed ciszą nocną.

Czwartek był dniem przeznaczonym na zdobycie Śnieżnika - najwyższego szczytu Ziemi Kłodzkiej. Doskonała pogoda sprawiła, że w górach spędziliśmy cały dzień. Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy w nietypowy (dla nas) sposób. Najpierw autokarem podjechaliśmy do Siennej, stamtąd sześcioosobową kolejką krzesełkową wyjechaliśmy na Czarną Górę. Właściwie to nie na sam wierzchołek, ale kilkadziesiąt metrów poniżej. Mimo to i tak wznieśliśmy się błyskawicznie o prawie 400 metrów. Z górnej stacji kolejki podeszliśmy na wieżę widokową.  Rozległe widoki roztaczające się z niej zachwyciły wszystkich. W oddali widać było nasz główny  cel. Pełni werwy ruszyliśmy w jego kierunku. Wędrując czerwonym szlakiem minęliśmy Przełęcz pod Jaworową Kopą  oraz Żmijową Polanę i weszliśmy na długi grzbiet Żmijowca. Pod nami, gdzieś w głębi tej góry ukryte są korytarze kopalni uranu. Nasz wzrok skierowany był jednak w stronę otaczających nas większych i mniejszych górek. Panorama mogła zadowolić nawet najbardziej wybrednych. Nawet mało wprawne oko mogło dostrzec np. kościółek na Iglicznej. Teraz wydawał się leżeć tak nisko. Nic dziwnego, my byliśmy trzysta metrów wyżej. W dobrej formie wszyscy dotarli do Hali pod Śnieżnikiem. Przy zbudowanym tu schronisku górskim zebraliśmy siły przed czekającym nas atakiem szczytowym. Ostatni odcinek pokonaliśmy w niecałe pół godziny. Szczyt Śnieżnika znajduje się powyżej górnej granicy lasu, co sprawia, że jest on kapitalnym punktem widokowym. Mogliśmy się o tym przekonać osobiście. Wykorzystując świetne warunki pogodowe syciliśmy swoje oczy górskimi panoramami. Nasz wzrok przyciągał zwłaszcza Pradziad – leżący w czeskich Jesionikach, najwyższy szczyt Sudetów Wschodnich. Na wierzchołku Śnieżnika, na którym zbiegały się w przeszłości granice trzech historycznych krain: hrabstwa kłodzkiego, Czech oraz Moraw, spędziliśmy prawie godzinę. Następnie zeszliśmy ponownie do schroniska a stamtąd powędrowaliśmy do Kletna. Po takiej wycieczce obiadokolacja smakowała nam wyjątkowo. Wieczorem, przed snem poszliśmy jeszcze na ostatni spacer.

Piątek rozpoczął się od wczesnej pobudki. Jeszcze przed śniadaniem spakowaliśmy swoje bagaże. Po posiłku szybko posprzątaliśmy pokoje i przed dziewiątą ruszyliśmy w stronę Tarnowa. Pogoda zapowiadała znowu słoneczny, upalny dzień. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zatrzymaliśmy się w centrum Nysy. Tutaj oczekiwała na nas miejscowa pani przewodnik. Razem z nią, w ciągu dwóch godzin zwiedzaliśmy miasto, w którym do tej pory prawie nikt z nas nie był.  A tymczasem Nysa jest z pewnością miejscem, które warto zobaczyć. Geograficznie leży na granicy Przedgórza Sudeckiego i Niziny Śląskiej, nad Nysą Kłodzką. O powodziowej działalności tej rzeki mogliśmy się przekonać i tutaj. Pomimo iż Nysa została bardzo zniszczona na skutek działań II wojny światowej, znajduje się w niej wiele naprawdę cennych zabytków. Najważniejszym z nich jest znajdujący się na placu Katedralnym gotycki kościół pw. Św. Jakuba Starszego i św. Agnieszki. To strzelista, trzynawowa świątynia, posiadająca jeden z najbardziej stromych dachów w Europie. Pod względem kubatury jest to drugi kościół w Polsce, po gdańskiej bazylice mariackiej (oglądaliśmy ją w maju). W czasie spaceru obejrzeliśmy też wiele innych zabytków, wśród których wymienić można m.in.: zespół klasztorny bożogrobców  z kościołem pw. św. Piotra i Pawła, pałac Biskupów Wrocławskich, bastion św. Jadwigi (część twierdzy nyskiej), Piękną Studnię, fontannę Trytona oraz Wieżę Wrocławską. Zwiedzaniu Nysy nie sprzyjał towarzyszący nam upał. Na szczęście drogę powrotną kontynuowaliśmy w wyposażonym w klimatyzację autobusie. Późnym popołudniem dotarliśmy do Tarnowa. Zielona szkoła 2017 przeszła do historii.
SSP2 Godło Rzeczpospolitej Polskiej Społeczne Towarzystwo Oświatowe