Zielona szkoła - Turbacz
01 lipca 2008Ukoronowaniem wycieczek w tym roku szkolnym była, jak zwykle, zielona szkoła. Tym razem (jak nigdy dotąd) odbyła się ona w schronisku pod szczytem Turbacza na wysokości 1280 m n.p.m. Spędziliśmy tam cudowne i niepowtarzalne 6 dni pod równie świetną opieką pana Janusza Foszcza i pani Anety Burnóg.
Pierwszego dnia musieliśmy jakoś dojechać do Nowego Targu, a dokładnie do Kowańca. Początkowo mieliśmy jechać pociągiem i następnie autobusem komunikacji miejskiej. Niestety, plan został zmieniony i pojechaliśmy busem. Nasza wędrówka rozpoczęła się spod "goprówki" przy Długiej Polanie. Stąd ruszyliśmy szlakiem zielonym przez Bukowinę Waksmundzką w stronę schroniska. Pokonaliśmy kilka większych podejść, ale wszyscy mimo iż zmęczeni dotarli szczęśliwi do celu. Na trasie nie brakowało pięknych widoków. Po drodze czasami zbierało się na deszcz, ale nie spadł aż do samego wieczora. Wieczorkiem wyszliśmy ze schroniska na krótki spacer na Halę Długą. Wkrótce stało się to naszym codziennym zwyczajem.
Przydałoby się napisać kilka słów o samym schronisku. Jest to dość duży (ponad 100 miejsc noclegowych) i dość komfortowy obiekt. Mieszkaliśmy na dwóch piętrach i razem zajęliśmy 5 pokoi. Do dyspozycji była jadalnia (na której codziennie jedliśmy rano i wieczorem posiłki), sala kominkowa (z telewizorem, na którym oglądaliśmy mecze Mistrzostw Europy) oraz dziedziniec z terenami zielonymi przed schroniskiem. W każdym razie nie było nudno!
Drugiego dnia poszliśmy na wycieczkę na Stare Wierchy (do schroniska) przez Turbacz - najwyższy szczyt Gorców oraz Obidowiec. Po drodze zboczyliśmy na Suhorę do obserwatorium astronomicznego Akademii Pedagogicznej z Krakowa. Widoki były dość ograniczone, ale pogoda przyjemna. Nie wróciliśmy jednak tą samą drogą. Pod Turbaczem poszliśmy małym skrótem na Czoło Turbacza, by chwilę odpocząć. Po powrocie do schroniska oczywiście zjedliśmy obiadokolację, a po niej wybraliśmy się znów na spacer na Halę Długą.
I nadeszła środa a wraz z nią kolejna wycieczka. Była to najdłuższa i najcięższa trasa podczas całego wyjazdu. Wybraliśmy się na Kudłoń i do Doliny Kamienickiego Potoku. Idąc na Kudłoń zboczyliśmy oczywiście na Czoło Turbacza. Teraz czekało nas schodzenie do Przełęczy Borek (my nazwaliśmy ją Polaną Kabanosową, nie pytajcie dlaczego...). Stąd, ku radości całej wycieczki, rozpoczęło się dość mozolne podejście pod Kudłoń. Nie było nudno, bo co jakiś czas zagrzmiało i baliśmy się, że dopadnie nas burza. Szybko więc zdobyliśmy szczyt (podchodząc polanami ze świetnymi widokami) i zeszliśmy z niego do Doliny Kamienickiego Potoku. Tam już spokojnie (bo burza sobie "poszła") zjedliśmy drugie śniadanie. Teraz już prawie po płaskim terenie pokonaliśmy niemalże 5 km, aż do Przełęczy Borek. Tutaj trzeba było zebrać siły na podejście do naszego schroniska. Było taaaaaaaaaaaaaaaaaak ciężko! Wszystko wynagradzał jednak zapach czosnku niedźwiedziego, który olbrzymimi skupiskami porastał zbocze przez które prowadził szlak. Mieliśmy odpocząć pod Czołem Turbacza, ale znów pogoda się popsuła, więc niezwłocznie udaliśmy na Turbacz. Wystarczy dodać, że tuż po naszym powrocie rozpoczęła się nawałnica, która ustała dopiero późnym wieczorem. Za to po niej mieliśmy idealny widok na Tatry! Możecie się tylko domyślać, że wiadomość o braku wieczornego spaceru tego dnia została przyjęta z aplauzem.
Jako, że dzień poprzedni uznano za "ciężki i męczący" wycieczka czwartego dnia była "lajtowa". Taki mały spacerek na Jaworzynę Kamienicką i Kiczorę... Było dość pochmurnie, ale i tak widoki były genialne! W dodatku na Jaworzynie chwilę odpoczęliśmy pod Bulandową kapliczką. Kolejny odpoczynek czekał na nas nieco poniżej Kiczory. Wróciliśmy do schroniska a ponieważ było jeszcze wcześnie więc poszliśmy do kaplicy papieskiej (pół godziny drogi ze schroniska). Wieczorem czekał nas oczywiście spacerek!
Przedostatniego dnia powędrowaliśmy na Turbaczyk. Schodziliśmy z Turbacza (przez Czoło) w kierunku północnym (nasze dotychczasowe wycieczki były już we wszystkich kierunkach, oprócz tego). Szliśmy przez las, rezerwat ścisły. Szlak głównie schodził w dół. Napotkaliśmy też kilka małych podejść, więc postoje nie były konieczne. W końcu dotarliśmy na Turbaczyk - widoki były niesamowite (głównie Beskid Wyspowy)! Tutaj mogliśmy sobie pozwolić na długi postój... W takich warunkach to było konieczne! Po tym postoju, rozleniwieni, rozpoczęliśmy powrót. Idąc na Turbaczyk nie chcieliśmy nawet sobie wyobrażać niektórych podejść, czekających nas w drodze powrotnej. W końcu jednak udało się. Na Czole Turbacza zrobiliśmy postój, później znowu zatrzymaliśmy się koło papieskiego ołtarzyka i wróciliśmy do schroniska. Wieczorem czekał nas już ostatni spacerek po Hali Długiej.
I nastał dzień powrotu. Niechętnie spakowaliśmy się oraz oddaliśmy nasze bagaże do zwiezienia. Po śniadanku pożegnaliśmy się z okolicą i zaczęliśmy schodzić (tym razem również do Kowańca, ale szlakiem żółtym). Zejście minęło bardzo szybko. Po drodze napotkaliśmy kilka ładnych polanek z widoczkami i już byliśmy na dole. Do Tarnowa wróciliśmy busem, zatrzymując się jeszcze na chwilkę (lody) w Krościenku.
Nie da się ukryć, że ta zielona szkołą była i będzie wyjątkowa. Nikt z nas nie zapomni jej przez wiele lat! Gdyby ktoś był ciekawy - pieszo przeszliśmy około 70 kilometrów oraz pokonaliśmy ponad 3000 metrów przewyższeń. Teraz pozostało tylko czekać na kolejny rok szkolny i kolejne wycieczki (również jesienne, których w tamtym roku zabrakło). Ale tegoroczna jesień zapowiada się naprawdę atrakcyjnie pod tym względem. Żeby tylko pogoda dopisała!